Wcześniej gościły u mnie najmniejsze kolumny z tej serii. Które zresztą nie zgrały się z moją elektroniką. A że Dynaudio jednak wciąż chodziło mi po głowie, postanowiłem spróbować z większymi kolumnami. No i okazało się, że te drugie grają jeżeli nie zupełnie, to jednak inaczej. Miękkość i soczystość i owszem ta sama. Przyjemne kolumny jak to Dynaudio. Ale trzeba powiedzieć, że są zdecydowanie jaśniejsze niż DM 2/6. Pokazują tym samym więcej. Źródła są wyraźnie separowane. Mniejsze DM-y prezentowały ciepłą, mętną zupę, z której z trudem można było coś wyłowić. Przestrzeń w 2/7 jest bardzo głęboka. Robiła na mnie bardzo duże wrażenie. Tylko wybrzmienia niestety ulatywały tak jakoś do góry. Tak trochę śmiesznie. Brakowało dociążenia i wszystko niestety wisiało, a nie stało na podłodze. Mimo to zastanawiałem się, czy tych kolumn nie zostawić, bo może te wysokie po wygrzaniu się uspokoją, dźwięk zyska na masie i będzie super, ale trochę się jednak bałem. Ponoć DM 2/6, które miałem też były absolutnie nowe. W takim razie nie wiem o co chodzi. Czy mniejsze DM-y mają trudniejszą impedancję i Creek ich nie napędza? Czy większe mają właśnie taką, z którą Creek daje sobie radę, ale są po prostu jaśniejsze? Nie potrafię sobie odpowiedzieć na te pytania i dlatego też nie mam ani jednych, ani drugich. A tym, którzy biorą pod uwagę te kolumny radzę też sprawdzić i porównać oba modele przed zakupem. Można się bowiem mocno zdziwić.
.png.2fedbaeed142d9ffa7ad27f243687120.png)